tonisia tonisia
119
BLOG

Rzecznik i feministki

tonisia tonisia Rozmaitości Obserwuj notkę 2

Mała zadyma rozkręcona wokół wypowiedzi Rzecznika Praw Obywatelskich na temat feministek uświadomiła mi dziwne zjawisko, którego jakoś dotąd nie byłam świadoma. Otóż moja sytuacja wygląda następująco: otóż siedzę aktualnie w  domu na urlopie wychowawczym z dzieckiem, ale od wielu koleżanek słyszę zdumione komentarze: "jak to? nie wraaacasz do pracyyy??". Ale gdzieś na dnie tego zdumienia i zniesmaczenia słyszę w ich głosie trochę zazdrości. One albo zostawiają dziecko po trzecim miesiącu i lecą do pracy, bo kariera, albo w ogóle nie decydują się na dziecko. Bo kobiecie jakoś nie wypada siedzieć w domu jako zwykła kura domestica (jakby to było coś wstydliwego), przecież musi się "realizować". To właśnie wywrócenie zwykłego porządku rzeczy jest w dużej mierze dziełem feministek. Mam na myśli pewien rodzaj presji społecznej, panującej przynajmniej wśród dobrze wykształconych młodych kobiet, polegającej na tym, że kobieta po prostu musi mieć parcie na karierę (wszystko jedno jak rozumianą), bo jeśli zwyczajnie siedzi w domu i sama zajmuje się dziećmi, to zwyczajnie „gnije”.

Prawdopodobnie nasze babki zupełnie nie mogłyby tego zrozumieć. Być może nawet nasze babki – sufrażystki. A cóż złego jest w siedzeniu w domu i zajmowaniu się rodziną? Jaką to dziwną ewolucję przeszedł ethos kobiety-matki!

Inna rzecz, że akurat w moim przypadku to nie względy ideologiczne zadecydowały, że nie wróciłam po urlopie macierzyńskim do pracy, tylko ekonomiczne. I tu mamy paradoks, zazwyczaj kobieta może sobie pozwolić na luksus pozostania na urlopie wychowawczym, gdy ją i jej rodzinę na to stać, wiadomo przecież, że urlop wychowawczy to utrata dochodów kobiety. Najczęściej kobieta stara się jak najszybciej wrócić do pracy, by podeprzeć budżet domowy, a dziecko zostawia z babcią, ewentualnie z opiekunką. Ja natomiast odwrotnie. Ponieważ nie mogę zostawić dziecka pod opieką którejś z babć, bo akurat tak mi się sprawy rodzinne ułożyły, musiałabym szukać opiekunki. Szybko jednak doszłam do wniosku, że na opiekunkę nas zwyczajnie nie stać, bo opiekunka zarabia dokładnie tyle co ja w mojej pracy. Nie miałoby więc sensu chodzenie do pracy tylko po to, żeby całą wypłatę oddawać obcej osobie, która za mnie będzie się zajmować moim własnym dzieckiem, a ja tylko straciłabym okazję do cieszenia się pełnią macierzyństwa.

Są więc jednak jakieś plusy bycia biednym:)

Zmierzam jednak do tego, że tak naprawdę to ja jestem ogromnie zadowolona, że mogłam zostać w domu, mimo, że sytuację finansową mam nieciekawą. Doświadczenia, które są teraz moim udziałem są nie do przecenienia. Jednak czuję, i to bardzo wyraźnie tę presję, że „przecież no kiedy ty wreszcie wrócisz do pracy?!” Tak jakbym się w tej pracy nie wiem jak bardzo spełniała. Kto czytał moje poprzednie posty na temat upadku etosu pracy, którego doświadczałam, ten wie co mam na myśli.

Zasłaniam się więc jak tarczą tą moją kalkulacją, że lepiej samemu zajmować się dzieckiem, niż pracować na opiekunkę. Sama tak naprawdę daję się wrobić w tę nagonkę na kury domowe i nie potrafię z otwartą przyłbicą spytać: a o co chodzi? Co jest w tym złego?

tonisia
O mnie tonisia

W zasadzie nie mogę się wypowiadać na tematy polityczne. A szkoda. tonisia@op.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości